27 maj 2016

Prawdziwie Małe [M][T]

Autor: MaryRoyale

Rodzaj: Niesprecyzowany

Rating: T

Status: Miniaturka

Zgoda: Jest

Beta: agatte, której dziękuję za szybkie sprawdzenie i za pomysł na tytuł! :* + zapraszam na jej bloga, za który mam nadzieję niedługo się zabrać!



Summary: Hermiona i Luna są genialne, każda na swój sposób, i właśnie dzięki temu tworzą tak zgrany duet, badając zaklęcia. Niestety, Hermiona musi znosić nieudany efekt jednego z nich, które sprawiło, że teraz jest raczej... filigranowa.
A/NWitam wszystkich! Dziś przychodzę do Was z kolejną miniaturką, która umocniła mnie tylko

w przekonaniu, że Harmione jest prawdziwe. W tej miniaturce widzimy, jak poprzez stratę bliskiej nam osoby, potrafimy odkryć/zrozumieć jakimi innymi uczuciami możemy darzyć daną osobę. I tak jest w tej miniaturce.

Jak zawsze na początku znajduje się cytat - dziś jest wyjątkowy, bo został napisany specjalnie dla tej miniaturki, gdy agatte napisała mi swój pomysł na przetłumaczenie tytułu. Dwa proste słowa, rozebrała na cząstki małe i oddała ich cały sens dla tej historii.

Zapraszam!



Prawdziwie Małe. 
I w domyśle prawdziwie małe życie, bo wiadomo - 
domek dla lalek, ale też choć małe to prawdziwe, 
bo prawdziwa mała (bo oni byli mali) miłość Harry'ego - agatte




Przez całe swoje dorosłe życie Hermiona musiała znosić żarty na temat swojego wzrostu, ale to przekraczało wszelkie granice. Spojrzała spode łba na malutkie lusterko trzymane dla niej przez Lunę. Praca w Wyszukiwaniach i Badaniach nad Zaklęciami dla Porritch & Splake była zazwyczaj zabawna i ekscytująca jednak w tej chwili Hermiona żałowała, że nie przyjęła stażu w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. 

— W sumie to nie jest tak źle, naprawdę. — Głowa Luny przechyliła się w jedną stronę, kiedy obserwowała zmiany w nowym wyglądzie Hermiony.


— Nie tak źle? Nie tak źle! Luna, spójrz na mnie! — zapiszczała wysokim, cienkim głosem, machając bezradnie dłońmi. — Jestem najprawdziwszym liliputem! 

— To fakt — przyznała. — Chcesz schować się w mojej kieszeni w drodze do izby chorych? 

— A mam inne wyjście? — zapytała Hermiona, rzucając jej piorunujące spojrzenie, na co w odpowiedzi dostała uśmieszek. 

— Tak naprawdę to nie. 

Bycie w kieszeni Luny było jak znalezienie się w kieszeni dziewięcioletniego chłopca. Znalazło się w niej kilka ładnych kamieni, zakrętka od butelki, rzodkiewka, dodatkowe pióro, mała torebka — jak podejrzewała Hermiona — Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności i kawałek struny, który wydawał się lekko świecić co niepokoiło kobietę. Próbowała usiedzieć na jednym z większych kamieni i kurczowo trzymała się materiału kieszeni Luny. 

— Pani Lovegood. 

W innych okolicznościach niepewność słyszana w głosie uzdrowiciela z pewnością rozśmieszyłaby Hermionę. 

— Uzdrowicielu Jameson — przywitała się wesoło Luna. — Przyprowadziłam Hermionę. 

— Naprawdę? — Uzdrowiciel brzmiał teraz jeszcze bardziej niepewnie. — Czy jest ona… eee, pani Granger, czy znowu pracowała pani z zaklęciami niewidzialności? 

— Nie — odpowiedziała Luna. — Z zaklęciami zmniejszającymi — dopowiedziała, po czym wyjęła z kieszeni Hermionę i wysunęła ją na dłoni. 

Uzdrowiciel przez chwilę wpatrywał się w nią z chorą fascynacją. 

— Na Merlina — wyszeptał. 

Hermiona spojrzała na niego i powiedziała: 

— Proszę, powiedz mi, że możesz to naprawić — zażądała swoim nowym, wysokim głosem, ale mężczyzna już kręcił głową. 

— Pani Granger, jesteśmy w stanie naprawić dużą część eksperymentów, które wyszły z waszego departamentu, ale to… Będziemy zmuszeni zaczekać i zobaczyć, czy zaklęcie minie — wytłumaczył. 

— Zaczekać, aż samo minie? — Głos Hermiony stał się piskliwym krzykiem, który sprawił, żę pozostała dwójka się skrzywiła. — Mam siedem przecinek sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu! Co niby powinnam robić? 

~*~*~*~

— Nie. Zdecydowanie nie — odmówiła wściekle Hermiona. — To jest śmieszne! 

Fred i George spojrzeli na siebie i naraz odwrócili się do niej. 

— Ale postąpiliśmy zgodnie z instrukcją. 

Hermiona warknęła, choć tak naprawdę zabrzmiała jak mały kotek. Westchnęła i przetarła twarz dłońmi. 

— Przepraszam. Jest w porządku — widzę, że zrobiliście to dokładnie. Chodzi o to, że to jest domek dla lalek. Nie jestem lalką, jestem istotą ludzką. 

— Możesz być człowiekiem, ale jesteś tyci człowiekiem — przypomniał jej delikatnie George. 

— Zaczarowaliśmy domek tak, by wszystko działało. Będziesz w stanie użyć łazienki i kuchni. Mama zrobiła dla ciebie maleńkie łóżko i zmniejszyła część twoich ciuchów — dodał Fred. 

Kobieta jęknęła z frustracji. 

George uklęknął, by móc lepiej widzieć Hermionę. — To jest tylko do czasu, aż zaklęcie minie. 

— Dokładnie — zgodził się Fred. — A jak długo może to zająć?

— Uzdrowiciel myśli, że może to być kilka dni.

— Widzisz? — George posłał jej zadziorny uśmiech. — Nim się obejrzysz, a wrócisz do terroryzowania stażystów. 

— Nie terroryzuję ich. 

— Co innego opowiadała nam Luna — powiedział Fred, po czym prychnął. 

— Luna przeraża ich bardziej niż ja. 

— No dobra, Granger. Pozwól, że pokażemy ci, jak wszystko działa. — George poprowadził ją z powrotem do domku dla lalek. — Dzięki Bogu, że twoja różdżka skurczyła się razem z tobą. 

~*~*~*~

Sześć długich i samotnych miesięcy później Hermiona przyzwyczaiła się do swojego domku dla lalek, który Fred z George’em zbudowali z myślą o niej. Nic nie było sztuczne ani wklejone. Sama biblioteczka sprawiała, że jej wygnanie w pewnym sensie okazało się do zniesienia. Przyjaciele próbowali odwiedzać ją, kiedy tylko mogli, ale przez to, że Hermiona musiała być wszędzie noszona, spędzanie wspólnego czasu stało się trudne. 

Patrząc w tył, zdawała sobie sprawę, że Ron wytrzymał tak długo, jak tylko mógł, ale uzdrowiciele zaczynali myśleć, że może już zostać taka na stałe. Nie mogła się z nim całować, przytulać, a właściwie to nie mogli robić nic specjalnego przez te sześć miesięcy. Ron miał tylko dwadzieścia trzy lata i libido w normie. Na dobrą sprawę — ona również, i tak jak on wcale nie była zadowolona ze swojego wzrostu, ale nie znalazła jeszcze na to rozwiązania. Nadal jednak nie mogła winić Rona za to, że chciał móc złapać swoją dziewczynę za rękę. 

— Jak się trzymasz? — zapytał cicho Harry. 

Hermiona zwinięta w kębek na huśtawce, która znajdowała się na werandzie domku, spojrzała do góry i wzruszyła ramionami.

— W porządku, tak myślę. 

— Wiesz, za czym tęsknię najbardziej? — zapytał, patrząc na nią wyczekująco.

Potrząsnęła głową. 

— Za uściskami Hermiony. — Harry posłał w jej stronę krzywy uśmiech. — Nic ich nie zastąpi.

— Ja tęsknię za tym, jak pachniałeś, gdy cię przytulałam — wyznała. — Woskiem do miotły i pergaminem — dodała, a Harry się zaśmiał. 

— Skutki bycia aurorem — zapominają uprzedzić cię, że to tylko papierkowa robota i niekończący się trening. 

Harry wyciągnął rękę i ostrożnie pogłaskał ją po głowie jednym palcem. 

— Wtedy Fred i George zrobią dobudówkę z małym laboratorium do twojego domu. 

— To nie jest śmieszne! — krzyknęła zezłoszczona i uderzyła jego palec maleńką dłonią. — Będę w tym głupim domku dla lalek, dopóki nie umrę! 

— Hermiona, co się dzieje w tej twojej genialnej głowie?

— Nigdy nie wyjdę za mąż, nie będę miała dzieci — powiedziała Hermiona, teraz już otwarcie płacząc — bo niby jak? 

Harry przyglądał się swojej najlepszej przyjaciółce z bezradnością. Spróbował poklepać ją palcem po plecach, ale to nie było to samo, co trzymanie jej w ramionach. Sama myśl, że już nigdy nie będzie w stanie jej objąć, sprawiała, że czuł ból w klatce piersiowej. Myśl, że już nigdy nie szturchnie go w ramię ani nie uderzy z książki, uczyniła go niezmiernie smutnym. Świat bez aktywnej i rządzącej się Hermiony wydawał się pusty i fałszywy. 

~*~*~*~

[6 miesięcy później]

— Po prostu się dąsa — stwierdził Ron lekceważąco. 

— Stary, proszę, nie zrozum tego źle… ale to nie chodzi o ciebie. 

Ron skrzywił się w stronę Harry’ego i powiedział: 

— Była moją dziewczyną. Zerwaliśmy. A teraz usłyszała, że ożenię się z Susan Bones, i od tygodnia nie chce wyjść z tego swojego malutkiego laboratorium, które zrobili dla niej bliźniacy!

— Ron… ona tylko próbuje odwrócić to zmniejszenie — wytłumaczył cicho Harry. — To nie to, że ty bierzesz ślub. Tu chodzi bardziej o to, że ona też by chciała jakiegoś dnia wyjść za mąż. 

Ron zamrugał zaskoczony. Zbladł, a później oblał się równomiernym rumieńcem na policzkach. 

— Ja nawet… Nie pomyślałem o tym — przyznał, a wina i żal pokazały się na jego twarzy. — Na Merlina, biedna Hermiona. 

— Nie — zaprotestował Harry. — Nie mów tak, a już na pewno nie do niej. Hermiona nie potrzebuje twojej litości. 

— Nie, nie chciałaby — mruknął Ron. Zaśmiał się krótko i potrząsnął głową. — Mam nadzieję, że to rozwiąże, Harry. Naprawdę. 

— Wiem. — Harry poklepał Rona po ramieniu. Wciąż przeszkadzało mu, że może to zrobić Ronowi, a Hermionie już nie. Wiedział, że cierpiała, ale z wyjątkiem słów wsparcia, nie mógł dla niej zrobić nic.

~*~*~*~

Nic nie zadziałało. Hermiona walczyła ze sobą, by zachować zimną krew, ale histeryczny płacz próbował wydostać się z jej gardła. Chciała krzyczeć, płakać i śmiać się. Minął rok, a ona wciąż miała wzrost siedmiu centymetrów i sześćdziesięciu dwóch milimetrów. Może gdyby miała kogoś, z kim mogłaby spędzać czas, nie byłoby tak źle. Teraz nie mogła nawet głaskać Krzywołapka, na miłość Merlina! I tak najprawdopodobniej pomyliłby ją z przekąską dla kugucharów... 

Głośne puknięcie do drzwi laboratorium przerwało jej przemyślenia. 

— Wejść — krzyknęła automatycznie. I osłupiała. 

Kiedykolwiek ktoś do niej przychodził, to zawsze krzyczał. Ich głosy były tak głośne, że bez problemu słyszała ich, gdziekolwiek w domku się znajdowała. Nikt nigdy nie pukał, ponieważ kiedy próbowali, to cały dom się trząsł. Więc gdy bliźniaki skonstruowali dla niej małe laboratorium, zabroniła wszelkiego pukania w obawie, że mogło ono wstrząsnąć eliksirami lub eksperymentami i stworzyć eksplozję albo jakąś reakcję chemiczną. Podbiegła do drzwi i otworzyła je trzęsącymi się dłońmi. U progu stał Harry. Harry. Nim miała czas przetrawić, kim jest, tuliła go do siebie z całych sił. Harry rozluźnił się w jej objęciach i w odpowiedzi oplótł ją ciasno ramionami. 

— Tak bardzo mi tego brakowało — szepnął w jej włosy. 

Hermiona odsunęła się i zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego. 

— Jesteś mojego wzrostu — oskarżyła go, a on się tylko zaśmiał. 

— No, niezupełnie. Dokładnie to mam dziewięć i pięćdziesiąt dwie setne centymetra — poinformował ją wyniośle. 

— Coś ty zrobił? — domagała się odpowiedzi Hermiona. 

— Ja nie zrobiłem nic — odpowiedział Harry i znowu wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu. — Luna zrobiła. 

— Luna cię zmniejszyła? — Hermiona wpatrywała się w niego. — Ale… oni myślą, że to — wskazała dłonią pomiędzy nimi — jest na stałe. 

Wiem — odpowiedział Harry, a na twarzy malowała mu się powaga. — Byłem przy tym, gdy powiedzieli Lunie. Hermiona, myśl, że już nigdy nie będę w stanie cię dotknąć, przerażała mnie. Już nigdy więcej nie dostać twoich uścisków... Sam ten pomysł… Zajęło mi to trochę czasu, by zrozumieć, co to znaczy, ale kiedy już tak się stało, poszedłem do Luny. 

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała szeptem. 

— Mówię, że chcę z tobą być. I jeśli to jest jedyny sposób, to niech będzie — odszepnął Harry. 

Hermiona wpatrywała się w niego przez kilka długich minut. Może jeśli patrzyłaby wystarczająco długo w te niesamowite zielone oczy, to, co mówił, nabrałoby sensu. 

— Chcesz ze mną zamieszkać? Tutaj? — zapytała w końcu. 

— Miałem nadzieję, że pozwolisz mi tutaj zostać — przyznał. — Jeśli nie, to Fred z George’em obiecali mi mój własny domek. 

— Harry, czy ty zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? — zapytała, a jego zielone oczy zaiskrzyły. 

— Niesamowitcie romantyczny gest wiecznej miłości? — Zaryzykował z lekko uniesionym kącikiem ust. 

— Ty idioto — mruknęła, uderzając go w ramię. 

— Kochany idioto? — zapytał z nadzieją, a Hermiona obruszyła się. 

— I co ja mam z tobą zrobić, Harry Potterze? — zapytała z dłońmi założonymi na biodrach. 

— Mam listę sugestii od Luny — odpowiedział z niewinnym wyrazem twarzy, który wcale nie oszukał Hermiony, przez co zarumieniła się wściekle. — Albo moglibyśmy napić się herbaty? 

— Herbata — zgodziła się. Złapała go za ramię i pociągnęła w stronę domku dla lalek. Harry podążał za nią z chęcią i małym uśmiechem ozdabiającym jego usta. — Zdecydowanie herbatę — powtórzyła do siebie. 

— A później możemy popatrzeć na tę listę — zaproponował, a mały uśmiech zamienił się w bezbożny uśmieszek. 

— Harry!



16 komentarzy:

  1. Bardzo fajna miniaturka :) zabawna i momentami taka słodka w sam raz na długi weekend :)
    Podobała mi się troska Harry'ego i to co zrobił dla Hermiony ;)
    Pozdrawiam serdecznie
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, zdecydowanie potrafię uwierzyć w tą historię i w tę parę. Są tutaj tak naturalni - a ich więź jest po prostu życiowa. Hermiona jest przeurocza, gdy się złości tym swoim głosikiem - momentami nie mogłam powstrzymać się od śmiechu! I to co zrobił Harry, jaką decyzję podjął - to wspaniałe i odważne. Musiał przede wszystkim wykazać się odwagą - przecież panna Granger mogła go odtrącić i nie odwzajemnić uczucia...

    Tylko wydaje mi się, że przy tłumaczeniu Harry'ego nie powinno być odmienione imię Hermiony? W sensie "gdy powiedzieli Lunie. Hermiona myśl [...]" - czy tu nie powinno być 'Hermiono'? :)

    I na zakończenie powtórzę się po raz kolejny - dziękuję za przetłumaczenie tego tekstu. Za znalezienie chwili, by nad tym popracować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, poprawna odmiana to Hermiono, masz rację. :) Jednak to wypowiedź bohatera, język potoczny, a Harry orłem nigdy nie był, prawda? Poza tym bardzo często wołamy do kogoś nie "Mateuszu, chodź do mnie", ale "Mateusz, chodź do mnie", więc i tutaj można uznać, że Harry zawsze tak woła na Hermionę.
      Mówiłam o tym i paru jeszcze innych rzeczach Irlandce, sama zadecyduje, co zrobić z tą Hermioną.
      Ale dobra czujność! :D

      Usuń
    2. Dokładnie! Ja też wolałam Mateusz. Nie poprawnie, potocznie, ale te Mateuszu czy hermiona brzmi strasznie sztucznie.

      Ciesze się, że tak odebrałas ta miniaturkę. Dokładnie jak ja. Nie zawsze muszą być fanfary i gorące uczucia przy miłości, a ta miłość Harry'ego dla mnie jest taka już spokojna przez to, że rok miał na zrozumienie swoich uczuć i 'na luzie'. Był pewny czego chciał i nie obawiał się, że może zmienić zdanie. Dlatego spodobała mi się ta ich więź.

      Czekam na kolejne zgody i zaległe opowiadania bd tłumaczone też już xd także zapraszam z wyprzedzeniem na nie ;)

      Usuń
  3. "Bycie w kieszeni Luny było jak znalezienie się w kieszeni dziewięcioletniego chłopca. Znalazło się w niej kilka ładnych" proponuję słowo "bycie" zamienić na "pobyt"; "— Skutki bycia aurorem — zapominają uprzedzić cię, że to tylko papierkowa robota i niekończący się trening.
    Harry wyciągnął rękę i ostrożnie pogłaskał ją po głowie jednym palcem.
    — Wtedy Fred i George zrobią dobudówkę z małym laboratorium do twojego domu. " Czy tu czegoś nie pominęłaś? Jakiejś kwesti Hermiony? Bo ten tekst o dobudowie jest jakby znikąd :/ no i zwrot "uderzy z książki" raczej uderzy książką, bo mówienie "dam ci z plaskacza" jest raczej potoczne i nie do zamiennego stosowania ;)"Ich głosy były tak głośne, że bez problemu słyszała ich, gdziekolwiek w domku się znajdowała" drugie "ich" można zamienić na "je". "Może jeśli patrzyłaby wystarczająco długo w te niesamowite zielone oczy, to, co mówił, nabrałoby sensu." chyba brakuje jednego "to", bo w innym wypadku oddzielanie tego słowa przecinkami jest chyba bez sensu. Jeszcze nie pasuje mi zwrot Granger w ustach Georga (czy tam Freda), jest taki nienaturalny :/ miniaturka urocza, choć zastanawiam się czy nie ma zaklęć powiększających :D relacja Hermiony I Harryego jest dla mnie jakaś taka trochę nieuchwytna (okres przed zmniejszeniem) i za mało mi rozwoju uczuć przez ten rok, tego momentu uświadomienia. Gest Harry'ego romantyczny i cudowny, takiego się po nim spodziewałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam było pominięte pytanie Hermiony: "Harry... A co jeśli zostanę taka na zawsze?".

      I wiesz, zaczęłam się zastanawiać, co z tymi zaklęciami powiększającymi. :D Ale to jednak były jakieś badania, eksperymenty, więc pewnie trafiła w nią jakaś paskudna modyfikacja, na którą te podstawowe zaklęcia powiększające nie działały. A zanim wymyśli się przeciwzaklęcie, to też pewnie musi minąć trochę czasu. Ja mimo wszystko akurat ten wątek kupuję bez zastrzeżeń. ;D

      Usuń
  4. Rozczuliła mnie ta historia. Na początku myślałam sobie, że widok malutkiej Hermiony musiał być uroczy, a potem, jak przeczytałam, że sześć miesięcy później nadal była w domku dla lalek, coś mnie w środku ścisnęło.
    Bardzo ładnie oddane rozterki dziewczyny, wszelkie problemy, jakie napotykała. Nawet udało się wkręcić w fabułę bliźniaków, bardzo realistycznie zresztą, w końcu kto pomyślałby o domku (dla lalek) dla niej, jeśli nie oni? :D
    Ron trochę za bardzo zapatrzony w siebie, ale na tyle, że było to w zupełności wybaczalne i zrozumiałe. Nawet (za Hermioną) nie mogłabym mieć mu za złe tego, że nie został.
    I Harry... Tęskniący za uściskami... Dopiero, gdy je stracił, zrozumiał, że one nie były bez znaczenia. A nawet że sama Hermiona, jak to powiedział - żywa, aktywna, której zawsze było pełno w pobliżu, znaczyła coś więcej.
    Prawdziwie małe będzie to ich życie, miniaturkowe, ale prawdziwie piękne, bo zapoczątkowane poświęceniem.
    Mówiłam to już, ale powtórzę, bo naprawdę cieszę się, że przetłumaczyłaś ten tekst i mogłam dzięki temu go poznać. Właśnie takimi historiami odkrywam świat fandomu HP, który istnieje poza Dramione. I będę czekać na kolejne tłumaczenia, bo masz do nich nosa. :D

    I na koniec dwie sprawy:
    1) Zauważyłam, że tytuły zapisujesz zgodnie z zasadami j. angielskiego, a w polskim w tytułach wielowyrazowych wielką literą zapisujemy tylko pierwszy wyraz, a więc: Prawdziwie małe, Kwadratura koła, Nowe szanse. Wyjątki są, oczywiście, ale tyczą się głównie Biblii, jeśli dobrze kojarzę: np. Nowy Testament.
    2) Czy można na blogu wrócić do Twoich poprzednich tekstów? Bo szukałam jakiegoś archiwum, przycisku "starszy post", zakładki po lewej, ale nic nie znalazłam. Za to znalazłam piękny wzór chemiczny, którego wcześniej nie dostrzegłam. Aż mi się buzia uśmiechnęła. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc poprzednie teksty to tylko nowe szanse albo miniaturka Daddy's little girl - znajdzie je u góry w menu w tych małych kółeczkach przy nagłówku. Co do wzoru chemicznego, nazwa bloga do czegoś zobowiązuje. ;)
    Powiem Ci, że w zapisywaniu tytułów nawet nie kierowałam się poprawnościa żadnego języka - tak mi się poprostu wizualnie podoba ;)
    Także dopiero zaczynasz rozglądać się za czymś innym poza dramione? Ja dopiero zaczęłam, ale musi być hermiona albo draco ;)

    I juz teraz mogę Ci powiedzieć, że mam w planie już miniaturki dla dramione, Harmione, Hermiony z Cherliem i Dracona z tonks, Theo i Harrym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no właśnie, bo chciałam wrócić do Kwadratury. :D I to tego szukałam. Nawet z google jest problem trafić. :c

      Dokładnie. :D Zaczęłam od Dramione i tam przepadłam, ale czas już poszerzyć horyzonty. Ciekawią mnie właśnie takie nietypowe pairingi, rzadkie, dlatego w szczególności czekam na Hermionę z Charliem (jeszcze o nich nigdy nie czytałam) i Draco z Tonks (w życiu bym na to nie wpadła! :o).

      Usuń
  6. Czytając ten tekst nie tego się spodziewałam. Zupełnie! Byłam pewna, że będzie to komedia, wesoła i beztroska historyjka o tym, jak Hermiona się skurczyła. Szczególnie spodobał mi się i bardzo rozbawił fragment w szpitalu, gdy uzdrowiciel zapytał Hermionę czy znowu bawiła się zaklęciami niewidzialności - no jak nic, ta scena wymalowała mi się przed oczyma! Chyba jest to jeden z lepszych fragmentów tej miniaturki :D

    Co mnie zaskoczyło - ale tutaj ewidentnie zarzut do autorki, że uzdrowiciel bez żadnych badań wiedział, że nic nie może zrobić, by pomóc Hermionie. To strasznie sztuczne, jakby autorka chciała szybko przejść dalej :(


    — Niesamowitcie romantyczny gest wiecznej miłości? — Zaryzykował z lekko uniesionym kącikiem ust.
    — Ty idioto — mruknęła, uderzając go w ramię.
    — Kochany idioto? — zapytał z nadzieją, a Hermiona obruszyła się.


    No to taki Harry po prostu! Jak nic, wyobrażam go sobie i ten jego szczeniacki, zawadiacki uśmiech - patrz co zrobiłem i wcale tego nie żałuję!:D Trochę mi przeszkadza takie szybkie przeskoczenie, ale ponownie to zarzut w stronę autorki :) Miniaturka jest urocza, bardzo mi się podobała :) Zakończenie tragiczne, ale z promykiem słońca rzucanego na tragedię. Takie stałe zmniejszenie musiało dla Hermiony być tragedią, koszmarem. Wyobraźcie sobie, jak to wpływa i zmienia życie! A Harry tutaj poświęcił się, dla niej. I ma rację, to gest na który nie każdy by się zdobył.

    Jeszcze miałam wspomnieć o Ronie, jaki on kanoniczny! Nie pomyślał i dopiero, jak mu uzmysłowił Harry, o co chodzi Hermionie to zawstydził się. To taki... no on :D

    Dzięki za miniaturkę!:)

    Pozdrawiam,
    Rzan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nawet nie pomyślałam o tym badaniu? Moze dlatego, że chciał pierw dać ich eksperymentowi szansę na skończenie się. A dopiero wtedy robili badania.

      Dlaczego szybkie pezeskoczenie? Nie wiem. Ja tego tak nie odczuwam, bo Harry miał rok na zrozumienie co czuje. W kwadratule koła też nie było rozpisywania o autyzmie czy uczuciach Scorpiusa i Albusa - wszystko było subtelne i tak samo widzę tutaj xd
      Pietasz jak mówiłam że wieczna miłość pasuje? Miałam racje co nie, że bardziej poważna wersja by nie pasowała ^^
      A pomyślało by się ze ten co kochał na pierwszym miejscu by zrobił wszystko by zostać z ta osoba co nie xd
      Ciesze się że cię zaskoczyłam ta miniaturka! :*

      Usuń
  7. a gdzie pierwszy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantastyczna miniaturka! Słodka jak miód przy końcu przez co jeszcze lepsza! :D
    Uwielbiam takie klimaty, choć przyznam, że szkoda, że nie ma kolejnej części, gdzie jest opisane jak wyglądałoby ich życie i relacja, jak już wróciliby do normalnego wzrostu :)
    Jeszcze raz super tłumaczenie :)
    Pozdrawiam,
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
  9. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki
    Prawdę mówiąc, to zupełnie się tego nie spodziewałam. Cała miniaturka jest dla mnie dużym zaskoczeniem i gdyby nie to, że przyznałaś, Irlandko, że tekst jest napisany na podstawie bajki o Calineczce, to w życiu bym tego nie skojarzyła. Być może, dlatego że już nie pamiętam zbyt wielu bajek. :)

    Autorka świetnie oddała realia, a rozterki Hermiony przedstawiła z najmniejszymi szczegółami, mimo że nie pisała słowo po słowie jak się czuła główna bohaterka. Czasami należy znać umiar. Wobec tego ukłony w stronę autorki.

    Niewątpliwie bliźniacy biją wszystkich na głowę, bo gdyby nie oni, tekst mógłby być "za suchy". Świetne połączenie domu dla lalek z bliźniakami. W końcu, kto pomyślałby o tym? Na pewno nie Ron Weasley, który miał inne problemy.

    "— Uzdrowicielu Jameson — przywitała się wesoło Luna. — Przyprowadziłam Hermionę.
    — Naprawdę? — Uzdrowiciel brzmiał teraz jeszcze bardziej niepewnie. — Czy jest ona… eee, pani Granger, czy znowu pracowała pani z zaklęciami niewidzialności?
    — Nie — odpowiedziała Luna. — Z zaklęciami zmniejszającymi — dopowiedziała, po czym wyjęła z kieszeni Hermionę i wysunęła ją na dłoni.
    Uzdrowiciel przez chwilę wpatrywał się w nią z chorą fascynacją.
    — Na Merlina — wyszeptał".

    Zdecydowanie powyższy moment jest najlepszy. Dzięki tobie, Irlandko, mój dzisiejszy dzień stał się lepszy. Tłumaczenie jak najbardziej oddało sens oryginału. Świetna miniaturka. Aż żałuję, że nigdy wcześniej tutaj nie zajrzałam. :D
    Pozdrawiam, Rose.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękna! Jak już pisałam, u Ciebie uwielbiam ten paring! aż żałuję, że taka krótka i bez WIELKIEGO endu :D ale w domku dla lalek też można żyć ;)

    Pozdrawiam i czytam dalej :)
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń