14 cze 2016

PINK [M][T]

by Natello 



Tytuł: Pink
Autor: Dawn-Of-Indescribable-Colors
Rodzaj: Romance/Angst
Rating: M
Status: One-Shot
Zgoda: Czekam
Beta: Ponownie agatte, to ona sprawiła, że ta miniaturka wgl się pojawia! Byłam bliska porzucenia tłumaczenia, ale ta dobra duszyczka (którą cieszę się, że miałam okazję poznać dzięki naszemu fandomowi) mówiła "damyradędamy" i dałyśmy. Dopieściła tą historię, przeżywała ją w czasie poprawiania, czym malowała szeroki uśmiech na mojej twarzy oraz mnie motywowała. Agatte, która ma dziś urodziny, więc wszystkiego najlepszego, spełnienia najskrytszych marzeń, tony weny (chcę czytać rzeczy spod twego"pióra" i czytać, bez końca), bezgranicznego szczęścia, przyjaciół na wagę złota i zdania sesji (czy jak wy to w PL nazywacie :D). Niech to będzie al'a prezent dla Ciebie :*  

Summary: Przystojny. Piękny. Idealny. To wszystko, choć nie powinna, widziała we własnym kuzynie. [A/N związek kuzynostwa]


Miniaturka o nietypowej parze, bo Draconie i Tonks. Jeśli martwisz się, że taka miniaturka nie jest dla ciebie, wiedz, że sądziłam to samo, aż nie przeczytałam pierwszych linijek. I zapomniałam, jak bardzo nie podobają mi się takie wątki, jeśli występuje w nich Draco czy Hermiona. Jednak autorka uchwyciła ich uczucie tak pięknie, brutalnie, a przy tym subtelnie, że nie da się nienawidzić tej miniaturki.



Sierpień, 1996





To ona zazwyczaj zajmowała się tym, by rozładować napięcie. 

Kiedy tylko kluczowi członkowie Zakonu byli zwoływani do sali, by omówić „wypadki”, zmieniała swoją twarz w jakiegoś dziwnego ptaka, którego jeszcze wcześniej nie ćwiczyła. Odwracała się wtedy do Molly albo Hermiony, albo kogokolwiek, kto wydawał się najbardziej dotknięty tym, co się stało. 

Jednak nie dzisiaj. 

Ponieważ dzisiaj to ona była niczym rażona piorunem… Ona - ze skręconymi jelitami… Ona - z nieprzyjemnym uczuciem w podbrzuszu. 

Ponieważ dzisiaj złapali kolejnego śmierciożercę. 

I dlatego, że dzisiaj… był to jej kuzyn. 

Przez cienkie ściany osoby znajdujące się w kuchni usłyszały krzyki dobiegające z końca przedpokoju na Grimmauld Place 12. Głos Kingsleya grzmiał nad wszystkimi innymi, gdy rzucał liczne zaklęcia uciszające w stronę jeńca, który, na miłość Merlina, nie mógł utrzymać języka za zębami. 

Nim Tonks miała szansę się przygotować, zjadliwy głos jej kuzyna odbił się echem po korytarzu, przeklinając, warcząc i burcząc. 

Hermiona jako druga rozpoznała, kto to był, i pod stołem odnalazła dłoń Tonks, po czym ścisnęła ją mocno. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. 



Wtedy też pojawili się aurorzy, ciągnąc za sobą po kuchennych kafelkach wrak człowieka, nieznośnie znajomą postać Dracona Malfoya. Trzy Incarcerous później został przywiązany do krzesła z ustami zakneblowanymi w mugolskim stylu zakrwawioną szmatą. 



Jego włosy także oblepiała krew. 


To była jedna z pierwszych rzeczy, jaką dostrzegła. Widok tych niesławnych, jasnych włosów pokrytych szkarłatem uznała za bardzo dziwny. Następnie odkryła limo pod jednym okiem, drugie natomiast tak spuchło, że pozostawało zamknięte, oraz nos, który wyglądał na złamany. 

Długo nie trzeba było czekać, by dowiedzieć się, jak nabawił się takich obrażeń. 

W jednej chwili dookoła nich panowała cisza i spokój, a w następnej Ron wziął zamach w jego stronę. Jego pięść zderzyła się z policzkiem Dracona. Wywołujący mdłości dźwięk łamania i stłumiony jęk wypełniły pomieszczenie, a namoknięta już szmata zaczęła przeciekać szkarłatną krwią na kolana jej kuzyna. 

Ron ponownie się zamachnął.

Och, na Merlina! Przestań! 

To była Hermiona. To Hermiona skoczyła na nogi i kopnęła swoje krzesło do tyłu. Hermiona... A powinna to być ona.

Jednak Tonks siedziała zamrożona, czując, jak jej twarz traci kolor, gdy się w niego wpatrywała. 

Ron zatrzymał się niepewnie z pięścią w powietrzu. Spojrzenie niebieskich oczu złagodniało, gdy spojrzał na dziewczynę, w której był bezgranicznie zakochany. Automatycznie opuścił swoje ramię. 

Zdrowe oko Dracona zamknęło się, a z piersi wydostał się ciężki oddech. Opadł bardziej na krzesło, a przez szmatę znowu dotarł do nich ten dziwny, brzęczący dźwięk z jego gardła. 

Molly pojawiła się u boku swojego syna, biorąc go za ramię drżącymi dłońmi, i powoli wyciągnęła go z kuchni. Żadne z nich nie było już widziane tej nocy. 

Kingsley zaczął tłumaczyć pozostałej części Zakonu, co się wydarzyło, wspominając o potyczce w Malfoy Manor i coś o Draconie, który pojawił się, by pomóc swojemu ojcu. To Ron go złapał - bez wątpienia przez prywatną, szkolną wendetę - i to Ron nalegał na zabranie go jako zakładnika. 

Gdyby nie fakt, że Tonks była dotknięta widokiem swojego kuzyna, może zakwestionowałaby, dlaczego kilkoro wysoko postawionych aurorów uległo nastolatkowi. 

Jednak nie mogła wydusić z siebie nawet jednego słowa. 

Tonks…  szepnęła Hermiona, kiedy Shacklebolt dalej ględził.  Tonks. 


Spojrzała na nią kątem oka.



 Wszystko… Wszystko w porządku? 


Czy było? 

Sama sobie nie mogła odpowiedzieć. Minęły lata, kiedy ostatni raz widziała swojego młodszego kuzyna - a wtedy zachowywał się jak zasmarkany, ulizany dupek z kompleksem tatusia. 

Jednak patrząc na niego teraz, nawet z tak oszpeconą twarzą… Było widać jak na dłoni, że wydoroślał. 

I właśnie to ją przeraziło. 

Przeraziło ją, ponieważ poczuła niewyobrażalną potrzebę, by wydostać go z tych sznurów. Potrzebę, by go uwolnić. 

Potrzebę, by go poznać

Nie miała rodziny. Jej okropna, arystokratyczna ciotka liczyła się tyle co nic, a jej rodzice odeszli z tego świata już dawno. Miała tylko jego - chłopca jak duch, który znajdował się przed nią, a o którym nie wiedziała nic. 

Tego, który krwawił wszędzie dookoła pomieszczenia. 


Jej ciało podjęło decyzję, zanim zrobił to jej umysł. 



Praktycznie skacząc na nogi, bezzwłocznie kazała wszystkim wynieść się z pomieszczenia, a oni, zaskoczeni jej agresywną postawą, posłuchali bez słowa sprzeciwu. 


Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy zostali w kuchni sami. 

Możliwe, że tak bezgranicznie jej ufali, albo stwierdzili, że miała ochotę osobiście podarować swojemu złemu kuzynowi kilka uderzeń z pięści. 

Pomyślałbyś, że powinni być ostrożniejsi. 

Draco otworzył jedno oko i obserwował ostrożnie każdy jej ruch. Przesunęła wielki, drewniany stół w bok i postawiła ciężkie krzesło przed nim. Przez cały czas mocno zaciskała dłoń wokół różdżki. 

Kiedy w końcu usiadła naprzeciwko niego, jej oczy były pełne różnych emocji, oprócz szorstkości, której Draco się spodziewał. Nie zawahała się, by sięgnąć i wyciągnąć szmatę z jego ust. 

Kaszląc, pochylił się nad oparciem krzesła i splunął krwią na podłogę. Wytarł usta na tyle, na ile zaklęcie mu na to pozwoliło, i ponownie się do niej odwrócił. 

To intensywne, srebrne spojrzenie było równie mocne, nawet kiedy patrzył tylko jednym okiem. 

 Kuzynie  przywitała go cicho Tonks. 


Spodziewała się jakiejś pogardliwej uwagi. Czekała, aż jego warga uniesie się szyderczo, a brzydki uśmiech wykrzywi twarz. Zamiast tego prostu odpowiedział: „Kuzynko”, zachrypniętym, zmaltretowanym głosem. 



Przez chwilę obserwowali się nawzajem - prawie jakby starali się rozgryźć jakąś niemożliwą do rozwiązania układankę puzzli. 


A potem Tonks odchrząknęła... 

 Wyczyszczę cię  powiedziała delikatnie  i dam ci odejść. 


Sposób, w jaki jego brwi wystrzeliły do góry w zaskoczeniu, musiał sprawić, że jego twarz lekko zabolała, bo wykrztusił: 


 Co? To wszystko? 



 To wszystko. 


 Ale dlaczego? 

 Bo jesteś wszystkim, co mam. 




Grudzień, 1996


Zakon Feniksa jej nie wybaczył, a ona nie zapomniała. 

Poczucie winy ciągle się czasem pojawiało, głównie przez oczywistą nieodpowiedzialność jej czynów, ale w żaden sposób nie mogła siebie przekonać, że to, co zrobiła, było złe.

Zwłaszcza kiedy czuła, że wszystko, co zrobiła, było dobre. 

Zabronili jej uczestniczyć w spotkaniach Zakonu, a wielu z nich uważało, że stała się jakimś podwójnym agentem. Wydawało się, że Hermiona to jedyna osoba, która widziała całą sytuację inaczej, i Tonks rzadko kiedy rozmawiała z kimś innym. 

Zważając na brak jakiegokolwiek ataku śmierciożerców, Draco nie wyjawił ich lokacji i dlatego miała nadzieję, że ją zrozumieją oraz ponownie zaufają. 

W końcu… Jeszcze niedawno była cennym nabytkiem. 

A w tej chwili ledwo opuszczała Grimmauld Place. 

I nadal... Obraz kuzyna wciąż ją ścigał. Sama myśl, że jej jedyna rodzina mogłaby być martwa... Widok jego zakrwawionej twarzy... 

Każdego wieczora warzyła eliksir słodkiego snu, mając nadzieję, że odgoni w ten sposób ciemność z głowy. Jednak takie specyfiki potrafiły mieć skutki uboczne, o czym dowiedziała się pewnego późnego wieczora zimą. 

Nie mogła zasnąć i był to trzeci raz tego tygodnia. 

Zagłuszywszy krzyk poduszką, Tonks zsunęła się z łóżka, owinęła starym, wełnianym szlafrokiem i podreptała na dół. 

Kiedy noce jak ta nadchodziły, siadała w kuchni i jadła jakieś ciasta, które Molly zawsze trzymała w zapasie. Zazwyczaj bezsenność mijała w ciągu godziny.

Dziś tak nie było. 

Zanim miała okazję otworzyć jedną z szafek, ciemna postać wynurzyła się z ciemności koło lodówki. Tonks poczuła, jak jej włosy z przerażenia zmieniły kolor na lodowaty niebieski od cebulek aż po końce. Potykając się, przesunęła się do tyłu w stronę spiżarni. Drewniana klamka wżynała jej się w plecy, a palce trzęsły się tak bardzo, że z niemałym trudem wyciągnęła różdżkę z kieszeni szlafroka. 

K-kim jesteś? Pokaż się!  rozkazała, nie myśląc nawet, żeby rzucić Lumos. 



Przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż w końcu przerwał ją wymuszony chichot postaci. 



— Wybacz mi, kuzynko — powiedział głęboki, delikatny głos. — Mam zwyczaj czaić się w narożnikach. 

Jego widok, gdy powoli wyłaniał się z ciemności, a nikłe światło świecy tańczyło na bladej twarzy, sparaliżował ją. 

Był tak bardzo inny

Tak… zdrowy w porównaniu do stanu, w jakim widziała go po raz ostatni. 

Poraniona, splamiona krwią skóra, którą pamiętała, była bez skazy i wyglądała na miękką w dotyku. Złamany nos został uleczony z wyjątkiem niewielkiej krzywizny na grzbiecie. Mogła zobaczyć jego oczy, a moc tego spojrzenia wydawała się mocniejsza niż podwójna. Potrójna. Zwielokrotniona. 

Włosy, które zapamiętała z taką łatwością, znowu lśniły bielą niczym śnieg, zmierzwione do góry przy czole, prawie tak samo jak u Harry’ego. 

Miał na sobie długi, czarny płaszcz, a dłonie zakrywały białe rękawiczki. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, jaki był wysoki, a przez to przytłaczający. 

Podejrzewała, że górowałby nad każdym, kogo znała. 

— Całkiem mądrze — zauważył, gdy ona w ciszy wpatrywała się w niego z rozdziawioną buzią — że trzymasz swoją różdżkę w pogotowiu. Ale niepotrzebnie, nie skrzywdzę cię, Nimfadoro. — I jakby na dowód tych słów uniósł swoje dłonie. 

— Nie nazywaj mnie Nimfadora. — Nim się zorientowała, odpowiedziała z przyzwyczajenia.

Cień uśmiechu zagościł na jego ustach, gdy skłonił się lekko. 

— Jak sobie życzysz. 

Na Merlina, on był taki…

Taki… 

Uprzejmy!

W ogóle nie przypominał małego bachora, o którym chodziły plotki. Nawet ten chłopak, który został zatargany do ich kwatery kilka miesięcy temu, miał wyszczekaną buzię.

Więc co to było?

— Czego chcesz? — wycedziła z siebie głosem bardziej szorstkim, niż zamierzała.

— Tylko ci podziękować — odpowiedział cicho, wodząc oczami po jej ciele — w górę i w dół. 

Podziękować jej?

— Podziękować mi?

Opuścił ręce, zręcznie wsuwając je w kieszenie płaszcza. 

— Tak. Za wypuszczenie mnie. Słyszałem, że miało to wielki impakt na to, jakie stanowisko tutaj zajmujesz. 

— A kto ci to powiedział? — zażądała odpowiedzi, ale niedowierzanie w jej głosie zabiło jakąkolwiek agresję, na jaką liczyła. 

— To bez znaczenia. — Zaczął przesuwać się w jej kierunku znacznie szybciej, niż się tego spodziewała. — Odłóż to — wymamrotał z dłonią oplecioną już wokół jej różdżki. 

W wyniku szoku spowodowanego jego bliskością oraz uczuciem zimnego oddechu na skórze pozwoliła, by opuścił jej rękę. 

Dopiero co udało jej się zebrać myśli, kiedy pochylił się w jej stronę, złożył delikatny pocałunek na jej skroni i wyszeptał: 

— Dziękuję, kuzynko. Wesołych świąt. 

I znikł. 

A ona wcale nie musiała widzieć swoich włosów, by wiedzieć, że były równie różowe co jej policzki. 




Styczeń, 1997


Przystojny. 

Piękny. 

Idealny. 

Wszystko to, czego nie powinna widzieć we własnym kuzynie, właśnie w nim widziała. 

Obłąkane sny o jego dłoniach zamkniętych w jej własnych, o ustach na jej skórze, o jego zapachu w łóżku. Sny, które zostawiały ją zarumienioną i z poczuciem winy.

To wszystko po kilku minutach w jego towarzystwie. 

To było złe. To było chore. 

To było wszystkim, czego sobie życzyła. 

Jak nienormalnym trzeba być, by pożądać swojego szesnastoletniego kuzyna? Chłopca! Chłopca siedem lat od niej młodszego!

I, na Merlina, co z Remusem? Z mężczyzną, którego myślała, że pewnego dnia mogła pokochać?

Merlinie, teraz mogła ledwo na niego patrzeć. 

A otrzymanie listu od obiektu jej obłąkanego uczucia — cholera wie, jak go do niej dostarczył — nie poprawiło sytuacji. 


Kuzynko, 

Przepraszam, że cię wystraszyłem. O mojej rodzinie można wiele powiedzieć, ale z całą pewnością jesteśmy kulturalni. A ja zostałem wychowany, by dziękować tym, którzy mi pomagają. 

Ty także jesteś moją rodziną. Nie zapomniałem o tym. 

Jeśli możesz mi zaufać choć trochę, chciałbym cię znowu zobaczyć. Nie bój się, jeśli znajdziesz kogoś w kącie.

Draco


Chciał ją zobaczyć...

Chciał ją zobaczyć… 

Nie. Nie. Nie. To tylko wszystko pogorszy. Nie mogła pozwolić sobie na… Nie mogła.

Cholera. 

Nie było mowy, żeby powstrzymała się przed wyczekiwaniem na niego w tej kuchni. Każdej nocy. 

Na całe szczęście nie zajęło mu to dużo czasu. 

Minął tylko tydzień od momentu, gdy wysłał jej list, a ona siedziała znowu przy kuchennym stole z parującym kubkiem herbaty w dłoniach, czekając.



Jego chód musiał być wyjątkowo lekki, ponieważ w jednej chwili otaczała ją pustka, a w drugiej już przysuwał krzesło obok niej. 



Tonks zajęło dobre kilka minut odzyskanie oddechu.


— Jesteś — powiedział.

Przyniósł ze sobą chłodne powietrze z zewnątrz, a nos zaróżowił się mu od zimna. Miał na sobie ten sam płaszcz i rękawiczki co ostatnio. Przywodziło to na myśl wspomnienie tego subtelnego pocałunku...

— Ty też — odpowiedziała, wpatrując się w herbatę. 

Przez długi czas siedział w ciszy, aż w końcu z jego ust padło pytanie: 

— Dlaczego nie możesz na mnie spojrzeć? 

Zauważyła kątem oka, jak jej włosy zajarzyły się różem, i kipiąc ze złości, warknęła: 

— Mogę. 

Zrobiła to jednak, zanim podniosła swój wzrok. I to był błąd. 

Srebrne oczy próbowały wypalić dziurę w jej głowie. 

— Co oznacza różowy? — zapytał z delikatnym uśmiechem, sięgając ręką do przodu, by zakręcić pasmo pomiędzy palcami, co sprawiło, że jej oczy rozszerzyły się. 

Tak jakby włosy chciały odpowiedzieć za nią, zmieniły swój kolor na absolutnie niepożądany, neonowy różowy. Taki, jakiego jeszcze nigdy przedtem nie widziała. 

— Ach, rozumiem — wymamrotał. — Rumienisz się. 

— Wcale, że nie! — wykrzyczała, odtrącając jego dłoń.

Jego następny uśmiech ukazał zęby — włącznie z ostrymi, lśniącymi bielą, niebezpiecznymi kłami.

Niepewnie zapytała: 

— Dlaczego chciałeś mnie zobaczyć?

— Bo jesteś rodziną — odpowiedział, unosząc jasną brew. 

Wiedziała, że nie udało jej się ukryć ukłucia rozczarowania. Gołym okiem było widać, że jej włosy straciły na barwie, a ramiona opadły, nawet jeśli tylko odrobinę.

Jej kuzyn zaśmiał się ponownie i zachowując się, jakby od lat byli znajomymi, przyłożył palec do jej podbródka i uniósł głowę. 

— Mam też inne powody. 

Tonks zagryzła dolną wargę, uporczywie unikając jego spojrzenia. 

— Chciałbyś herbaty?




Luty, 1997 (Walentynki)


— Myślisz, że jak długo jeszcze będzie nam to uchodzić na sucho? 

Były to pierwsze słowa, które wypłynęły spomiędzy jej ust, gdy wślizgnął się przez kuchenne drzwi tego wieczora. Wciąż nie wytłumaczył jej, w jaki sposób dostawał się do środka, choć często spędzali tak wspólnie czas. 

Draco posłał jej drwiące spojrzenie, poluźniając szalik wokół swojej szyi, po czym odpiął guziki tak dobrze znanego jej płaszcza. 

— Nie żartuję — upierała się. 

— Wiem. Twoje włosy są pomarańczowe. — Posłał jej kolejny zawadiacki uśmiech, zajmując swoje miejsce. 

— Że co? 

— Pomarańcz — powiedział. — Czyż nie są to twoje włosy “Bez żartów”?


Dziewczyna przewróciła oczami, posyłając w jego stronę po stole kubek gorącej herbaty. 



— Jeśli mam być szczery — zaczął wreszcie — myślę, że Zakon nie zauważyłby nawet, gdyby wrogowie wtargnęli do kuchni w tej właśnie chwili. Nie widzą, co jest naprzeciw ich nosa. 


— Przestań. Są mądrzejsi, niż myślisz. 

— Cokolwiek powiesz, kuzynko. Cokolwiek powiesz. 

Na to Tonks spoważniała. 

— Dlaczego zawsze mnie tak nazywasz? 

— Bo nią jesteś, prawda? — zapytał z uniesioną brwią. 

Westchnęła głośno, wracając spojrzeniem do swojej herbaty, i na chwilę zapanowała pomiędzy nimi niekomfortowa cisza. 

— Tonks — odezwał się Draco, a ona próbowała zignorować szalejące uczucie radości przedzierające się przez jej nerwy na dźwięk swojego imienia w jego ustach. — Przyniosłem ci prezent.

— Dlaczego?

— Są walentynki. — Jego twarz rozjaśnił miły uśmiech. 

To krótkie stwierdzenie ozdobiło jej policzki ciemnym rumieńcem. Coś błysnęło w oczach chłopaka, kiedy oglądał włosy Tonks zmieniające swój kolor na znajomy róż, który tak bardzo polubił. 

— Dziękuję — powiedziała cicho. — Więc gdzie on jest?


— Zaczekaj. Jest coś, czego najpierw potrzebuję. — Nim była w stanie zastanowić się nad jego słowami, odwrócił jej uwagę, przewracając swój kubek herbaty. Gdy odwróciła głowę w bok, przyglądając się ciemnej wodzie wsiąkającej w drewniany stół, usłyszała, jak mamrocze jedno ciche słowo. 



Legilimens


[...]

[...]

Obrazy. 

Zamazane fragmenty obrazów, wszystkie namalowane w tym samym, dziwnym świetle — tak jak jej sny. 

Ponieważ to były jej sny. 

Jej sny. 

A ona nie miała sił, by je zatrzymać, gdy tak przelatywały jej przed oczami. 

Długie, blade palce sunące po wrażliwej skórze tułowia. Opuszki rysujące kółka wzdłuż żeber. 

Delikatne, miękkie usta rzeźbiące ścieżkę w górę szyi, i otulające ucho w cudownym cieple. 

Magnetyczne spojrzenie Dracona… Wszędzie… W każdym miejscu. 

[...]

Aż w końcu w jednej chwili świat powrócił. 

Tonks próbowała złapać oddech, z rozszerzonymi oczami odsunęła się od stołu, zmuszając się, by stanąć na nogach. 

— Ty… Ty! — wypluła. 

Twarz Dracona wyrażała mieszankę emocji — poczucia winy i niedowierzania — i coś, co było schowane pomiędzy nimi. 

— Tonks — spróbował, wstając szybko. 

— Jak… Jak śmiesz. Jesteś… Szpiegujesz, prawda? Cholera, jesteś cholernie dobrym szpiegiem. Jak śmiałeś…

— Nie! Nie! Na Merlina, nie, Tonks — przerwał jej. 

— Co ty sobie, do cholery, myśla…

Chwycił ją, zaciskając jej przedramię w silnym uścisku i przyciągając tak blisko siebie, że stykali się nosami. 

— Musiałem być pewny! — Potrząsnął nią. — Musiałem być pewny… 

— C—co…? O czym ty mówisz? Jesteś szalony! Jesteś… 

Mogła go posmakować. 

Czuła nikły smak pieprzowej mięty i zimowy chłód na jego ustach. 

Usta Dracona.

Usta jej kuzyna… na jej własnych.

Przez długą chwilę się nie ruszał, ich wargi były przyciśnięte do siebie tak mocno, prawie jakby prowokowały, by się oparła. 

Ale nie mogła. 

Jak mogła się oprzeć? Jak? Po tym, jak śniła o nim przez tyle miesięcy? Po tym, jak poddała się obrazom, które bez przerwy zaprzątały jej myśli jak plaga?

Draco stał się dla niej wszystkim. 

A teraz również był wszędzie. 

Jego smak. Jego zapach. Ciepło jego ciała. Jego całe przytłaczające ją istnienie. 

Po chwili, która trwała niczym wieczność, kiedy nie próbowała się nawet odsunąć, sam lekko się odchylił, by zaraz zaatakować, pieszcząc jej usta tak idealnie, że miała ochotę się rozpłynąć. 

Żaden chłopak nigdy nie dotykał jej w ten sposób.

Ani raz w jej dwudziestotrzyletnim życiu. 

A ten chłopak nie zamierzał się zatrzymywać. 

Wydawało się, że jakakolwiek ostrożność została rzucona na wiatr. Dłonie Dracona okryte rękawiczkami ujęły ją po obu stronach szyi, przyciskając mocno do siebie. Wsunął pomiędzy jej wargi język. 

Sapnęła, umożliwiając mu łatwiejsze wejście, i nim się zorientowała, grzeszny język jej kuzyna już był owinięty wokół jej własnego. 

Za każdym razem, gdy przygryzał i ssał jej usta, te krótkie, zdesperowane dźwięki wyrywały się z jej gardła, a on z przyjemnością je pochłaniał tak, jakby był ich wręcz zgłodniały.

Uznała to za najbardziej brutalny pocałunek, w jakim przyszło jej brać udział. 

Nie… Brać udział to nieodpowiednie sformułowanie. 


Cieszyć się. 


Tak, równie dobrze mogła być szczera. 



Rozkoszować się. 


W jakiś sposób zmusił się i oderwał od jej rozpalonych warg. Przesuwając językiem po jej skórze, zostawił lśniącą ścieżkę od policzka aż do linii szczęki, a potem polizał wrażliwe miejsce przy płatku ucha.

— Oto mój prezent — wyszeptał wprost do jej ucha, które zassał i pociągnął w dół zębami. — Od tak dawna chciałem ci go dać...

Tonks była w stanie tylko westchnąć cicho w odpowiedzi. 

— Ale musiałem być pewny — powiedział. — Musiałem być pewny, że mnie zaakceptujesz

Jesteś taki młody! — krzyczała jej podświadomość. Taki młody! Tak bardzo młody!

Ale za żadne skarby świata nie była w stanie wydusić z siebie tych kilku słów.

I to nie było tak, że sam o tym nie wiedział...

Nie wiedział, że wciąż jest chłopcem...

Nie wiedział, że wciąż jest jej kuzynem...

Nie wiedział, że to, co robili, było bardziej niż nielegalne...

Wiedział. 

A później powie jej, że gówno go to obchodziło. 

Jego dłonie. 

Och, te dłonie. 

Wszędzie czuła te sensualne, odziane w rękawiczki, piękne dłonie i dopiero kiedy znalazły pasek bawełnianego szlafroka, mogła naprawdę się na nich skupić.

Rozsunął materiał okrycia z większą siłą, niż było to konieczne, tworząc przy tym podmuch wiatru, i przycisnął swoje ciało do niej, ubranej w cienką piżamkę. 

A jego ostatnie słowa, nim wszystko zostało pochłonięte przez dźwięki ich sapnięć, jęków i krzyków upragnionej ekstazy, były proste. 

— Lubię twoje włosy najbardziej… gdy są różowe.



11 komentarzy:

  1. Pairing absurdalny, ale O MATKO, JAKBY DOBRY TEKST. Może nie pasowała i do końca taka Tonks, taka nie szalona, no i związku kuzynostwa były normalne u czystokrwistych (choć Tonks była tą normalną xD), ale nadal. Polecam mocno. Najlepszy jest jednak początek, zapewne gdyby nie taki wjazd, to nie czytałabym dalej. To: "Bo jesteś dla mnie wszystkim" czy jakoś tak rozwaliło mnie na łopatki. Zero erotyzmu, a sama taka rodzinna miłość, taka potrzeba, aby mieć rodzinę, nawet jeśli jest nim śmierciożerca - Draco Malfoy. Końcówka tak średnio... (Walentynki, taki banał XDDD), ale i tak świetny tekst c:
    Co do tłumaczenia: świetnie mi się czytało, żadnych zgrzytów. Nie widziałam literówek ani nic takiego, ale to ja, ja ich nie widzę zazwyczaj. Świetna robota, oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki*
    mi*
    nieszalona*
    związki*
    Wybacz, pisałam trochę zmęczona i na fb, więc nawet nie zwracałam uwagi, a potem skopiowałam, po prostu. Ech. To ja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, jak pisałaś mi o tym tekście, dlatego po raz kolejny postanowiłam poczekać, aż go przetłumaczysz :)

    I znowu się nie zawiodłam!

    Zacznę może od Hermiony, po w każdym calu jest taka, jaką sobie ją wyobrażam. Nie ważne co się działo, gdy byli mali, nie ważne były animozje, ale gdy widziała, kiedy jedna osoba biją drugą, tę bezbronną - stawała w jej obronie. Lubię taką jej prawilność.

    A Draco? Właśnie takiego go lubię. Poobijany, zakrwawiony, ale dalej dumny. Co mnie tylko boli tutaj to wiek Dracona - szesnaście lat? Wolę, gdy są starsi, mają chociaż osiemnaście, dziewiętnaście, a najlepiej są po dwudziestce. Ale to tylko takie małe wybrzydzanie z mojej strony w kierunku autorki :D

    Zastanawia mnie również to, że nikt z Zakonu nie odkrył tych schadzek. W końcu spotykali się tuż pod ich nosem, w samej Kwaterze Głównej! Zrzucę to na karb zaklęć i ich głupoty :D

    Zgodzę się z Mariką z tą tandetnością Walentynek, dlaczego to nie mogły być jej na przykład urodziny?:D

    Draco włamując się do umysłu Tonks jest taki... dracowaty, taki on. Imho taki włam to zdrada zaufania. Jednak chłopak jest niepewny, pod maską poważnego i dostojnego dziedzica, kryje się ten bachor, który zamiast zapytać - bierze sam.

    Kolejna mała uwaga do autorki z mojej strony, to że związki kuzynostwa w arystokracji były legalne, nawet u Rowling, więc informacja, że było to zakazane, bo są kuzynami trochę mi przeszkadza. Z drugiej strony, AU... :D

    — Co? To wszystko?
    — To wszystko.
    — Ale dlaczego?
    — Bo jesteś wszystkim, co mam.

    Ten powyższy cytat nie potrzebował nic więcej, żadnego dopowiedzenia. Idealnie zakańcza tę daną część historii. Cudownie to przetłumaczyłaś.

    — Lubię twoje włosy najbardziej… gdy są różowe.
    To chyba najlepsze podsumowanie całego tekstu. Taka wisienka na torcie, ponieważ bardzo podoba mi się podkreślenie kolorów włosów w związku z emocjami.

    Mini zaskoczyła mnie, spodobała mi się i cieszę się, że zostawiła parę niedopowiedzeń - bo dalej nie wiemy, jak zareaguje Zakon, kiedy się zorientują, co z wojną, etc. I to jest w tym najlepsze, ponieważ nie o wojnę chodzi, nie Zakon, a o ich relację. Powiem szczerze, że zerknęłam teraz na teksty tej autorki i pamiętam, że jej My Lion mnie nie porwało, wydawało mi się naiwne. Tutaj jest zupełnie inaczej! :) Cieszę się :)

    Zgrzytów nie widziałam, a po zerknięciu na oryginał, zauważyłam, że tekst był trudny w przekładzie, by nie brzmiał sztucznie i szorstko. Wyszło świetnie! Dzięki dziewczyny! :)

    Pozdrawiam,
    Rzan. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że z tym, że taki związek jest chory itp, to bardziej chodziło o jej morały ; )

      Usuń
    2. O tym nawet nie pomyślałam! o.o Rzeczywiście mogło o to chodzić!

      Usuń
  4. Już czuję, że będę miała ogrooomny sentyment do tej mini. I masz całkowitą rację, ja też nie spodziewałam się, że aż tak polubię ten temat, ale został magicznie napisany i nie ma innej opcji, jak tylko się niewinnie zakochać w tak przedstawionej parze.

    Odnośnie komentarza Rzan. - też nie mogę wyobrazić sobie 16-letniego Draco, w moich wyobrażeniach ma tak koło 18-tki. ;D

    Moje emocje widziałaś na bieżąco, więc nie będę się tym razem tutaj rozpisywać, ale powiem, że uwielbiam tego typu pisanie. Chodzi mi o te równoważniki zdań, krótkie sentencje, powtórzenia – one tak idealnie oddają emocje Tonks, mogłam się bez problemu w nią wczuć i zrozumieć. Kreacja Malfoya też jest magiczna z tym jego tekstem „— Cokolwiek powiesz, kuzynko. Cokolwiek powiesz”, z tą legilimencją, by nie zrobić z siebie durnia, i z tą lekkością, figlarnością, jakby wszelkie zagrożenia zostawiał gdzieś hen, daleko. *-*
    Naprawdę super wybór z tą miniaturką. Już nie mogę doczekać się Charliego.

    Okej, to jeszcze jedno. Ten wstęp u góry, co jest o mnie – kurka wodna, serce mi topnieje i niedługo już mi nic nie zostanie! PRZEMIŁO. Dziękuję za życzenia i zdecydowanie przyjmuję taki prezent! Już nie oddam. :D :*

    Dobra, co chwilę przypomina mi się, że miałam coś dodać, więc to jeszcze nie koniec.
    ZAKOCHAŁAM SIĘ w tym obrazku Tonks! Z tymi różowymi włosami wygląda tak uroczo, że nie dziwię się Malfoyowi! ;D
    W ogóle przeczytałam po raz kolejny ten tekst i ani trochę mi się nie znudził. Przy okazji wyłapałam parę chochlików, które przepuściłam, więc dam Ci znać na priv. Przepraszam, że jestem jak wrzód na tyłku i nie da się mnie tak łatwo pozbyć.
    I idę czytać wiesz co :D jak obiecałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szybko na razie ; wejdź do dziewczyny na darta i ma wiele więcej obrazków tonks ;)

      Usuń
  5. aaaa ja tego jeszcze nie skomentowałam? Przecież to niedopuszczalne!

    Pairnig absurdalny, ciężki do wyobrażenia - a tym bardziej do napisania! Ale miałaś rację w stu procentach - ten tekst jest świetny!

    Podoba mi się kreacja poszczególnych bohaterów. Draco, Hermiona, Ron, Tonks. Są tacy, jacy powinni być.
    Opis wątpliwości Tonks, jej sny, obawy - to było prawdziwe. Tak realne, wręcz namacalne.
    A dłonie w białych rękawiczkach - sama je czułam!

    Dziękuję Ci za znalezienie tego tekstu i go przetłumaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okej, obiecałam komcia, to jestem, choć robię to bardzo rzadko, bo po prostu nie umiem. XD Ja tu się najlepiej do betowania nadaję, o czym świetnie wiesz!

    Ale tekst, muszę to przyznać, jest świetny. Nigdy nie czytałam niczego o tym pairingu, bo też i faktycznie, jest nietypowy, ale mimo wszystko mnie pochłonął. Ale też i zdziwiłam się, że coś takiego przeczytałaś i przetłumaczyłaś - przecież sama mi kiedyś powiedziałaś, że jeśli Draco ma zostać z kimś połączony, to tylko z Hermioną albo Astorią. Mimo wszystko jednak bardzo dobry wybór tekstu i równie dobre tłumaczenie, jestem z Ciebie bardzo dumna. Fajnie jest patrzeć, jak bardzo się rozwijasz :D
    Przesyłam wiadro mojej weny i całuję! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę pieczone, nie jestem przekonana do tej miniaturki :( ogólnie jest słodka i urocza, ale nie wyobrażam sobie, po prostu nie jestem w stanie, ich jako pary. dla mnie są zdecydowanie nie do sparowania, z zupełnie różnych światów... i przyznam, że wolałabym przeczytać ją z inną dziewczyną dla Draco.
    Tonks zawsze dla mnie była, jest i będzie Remusa :D

    Pozdrawiam, Klaudia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, spokojnie, sama nie szaleje, za tą para, ale sama fabuła naprawdę chwyciła mnie za serce. Nie lubię związków kazirodczych I to się nie zmieni. ;)

      Usuń